
W Moskwie złodzieje ukradli damską torebkę, co stało się powodem ogromnego skandalu.
Przestępcy rzucili się do ucieczki swym audi, zaś milicja, ogłosiwszy operację "Barsetka" ("Torebka") - w pogoń za nimi. Audi wyrwało się na MKAD, czyli ośmiopasmową obwodnicę stolicy, po której pędziło z szybkością dla wozów milicyjnych nieosiągalną.
Milicjanci zdecydowali, że skoro dognać nie mogą, to ustawią pułapkę. Zatrzymali kilka prywatnych aut osobowych, których kierowcy mieli pecha jechać akurat MKAD-em. Niczego nie wyjaśniając, kazali im ustawić samochody w szereg tarasujący drogę i spokojnie siedzieć wewnątrz.
Spokojnie nie siedziała tylko męczona bólami porodowymi kobieta w blokującej trzeci pas ruchu wołdze, którą mąż wiózł do szpitala. Milicjanci kazali jej jednak "trochę pocierpieć". Nie cierpiała długo, bo wkrótce nadjechało rozpędzone audi, staranowało wołgę oraz stojącego obok niej mercedesa i pomknęło dalej.
Wozy milicyjne zaparkowane przezornie na poboczu ruszyły w pościg. Jak się okazało - bezskuteczny.
Nieszczęśnikami z uszkodzonych wozów zajął się oficer milicji, który odebrał kierowcom dokumenty i kazał im jechać na posterunek. Tam potrzymał ich jeszcze godzinkę, a potem zakomunikował, że na żadne odszkodowania liczyć nie mogą, bo przecież ten, kto staranował ich samochody, nie został ujęty.
Cała sprawa rozeszłaby się pewnie po kościach, gdyby nie właściciel rozbitego mercedesa, który w internecie drobiazgowo opisał pod każdym względem mało ujmujące zachowanie milicjantów. Skargę podchwyciły niezależne media i zrobiła się afera.
Drogówka stołeczna nie tylko przyznała, że jej ludzie ustawili na trasie żywą tarczę, narażając obywateli na śmiertelne niebezpieczeństwo. Ogłosiła też, że dowódca pomysłowych chłopców radarowców został przykładnie ukarany - dostał ostrzeżenie.
To akurat tylko rozwścieczyło internautów, bo przecież kolejny raz łamiący prawo rosyjski mundurowy jest karany symbolicznie.
Kilka dni wcześniej Rosję oburzył "wyrok" na trzech dowódców OMON-u, czyli specjalnych oddziałów milicji, z Baszkirii. Ich podwładni w 2005 r. brutalnie spacyfikowali miasteczko Błagowieszczeńsk, mszcząc się na miejscowych za pobicie kilku milicjantów - skatowali 371 młodych ludzi, setki osób bezprawnie przetrzymali w aresztach, wielu ograbili. I za to wszystko dowódcy po pięciu latach śledztwa i procesów dostali po kilka lat więzienia w zawieszeniu...
Rosjanie najwyraźniej mają już dość bezkarności ludzi władzy, którzy robią z obywatelami, co im przyjdzie do głowy. Ludziom nie wystarczają już tylko protesty w internecie.
Raz za razem w różnych miastach i miasteczkach wychodzą na ulice z protestami przeciw samowoli władz. Kilka dni temu do takiej demonstracji doszło nawet w prowincjonalnym Czerniachowsku w obwodzie kaliningradzkim, gdzie manifestowało około 3 tys. ludzi. W niedzielę w demonstrację zamienił się koncert w wielkiej moskiewskiej hali Olimpijska. Znany muzyk rockowy Jurij Szewczuk zakończył swój występ 10-minutowym płomiennym przemówieniem: - Mamy w kraju twardą, okrutną, nieludzką władzę. Ludzie męczą się u nas nie tylko w więzieniach, ale też w domach dziecka, szpitalach. Ileż u nas nieszczęść, ile draństwa we władzy w mundurach. Nas grabią, przejeżdżają nas samochodami, strzelają do nas w sklepach i tak naprawdę nikt za to nie odpowiada.
Tysiące widzów odpowiedziało na jego słowa żywiołową owacją.
PS Dopiero wczoraj wieczorem, pod wpływem protestów w internecie i oburzenia w mediach, na moskiewskich milicjantów posypały się kary - posadę stracił m.in. dowódca pułku, którego podwładni ustawili żywą tarczę.
"Z Rosji o Rosji" GW