27 stycznia 2010

Urodzona 27 stycznia

Rozumię, że wolisz nic nie widzieć i nic nie słyszeć...


i... jesteś bardzo zdziwiona (:



że to już dziś, właśnie teraz o 13.00, kończysz 15 lat!




Wszystkiego najsłodszego Maleństwo! xxx

25 stycznia 2010

Łupów miliony :)

Konferencja Play 2009 odbyła się w Ossie - mega hotel w szczerym polu, w okolicy którego na pewno nie ma kolektury LOTTO - sprawdzilam to dokladnie. Gdyby była, to ze względu na fart, jaki mi w sobotę towarzyszył powinnam się tam udać, choćby pieszo, mimo dwudziestostopniowego mrozu.

Zaczęło się od rysownika Henryka Sawki, gościa HTC - artysta niezwykle ciepły, miły i bezpretensjonalny.
Pracuje w absolutnym skupieniu, otoczony troskliwym menago - Panem Mniam w sensie uroku osobistego i każdego innego :)
Narysował dla mnie coś, co, jak powiedział, dość dawno temu zrodziło się w jego głowie. Ponoć to absolutna premiera.
Proszę bardzo:



Stoisko Nokii było jak zwykle największe - ich gościem był
Marcin Prokop ach/och-mój ulubieniec i "Zgas" - ponoć najlepszy BeatBoxer w Polsce - co tu dużo mówić, to trzeba usłyszeć na własne uszy - Super!

W Nokii był konkurs dla gości Konferencji na najlepsze foty z imprezy.
Wysłałam kilka i...
Chyba inne były gorsze, bo ta zapewniła mi zwycięstwo:


Ogłoszenie wyników:
Prokop wyczytuje nr. telefonu, podaje tytuł zdjęcia itp.
- Czy zwycięzca jest na sali? - pyta
- To ja, to ja, to moje - krzyczę z tłumu i skaczę jak wariatka.
- No tak, wiedziałem, że tej nocy ta Pani coś wygra - wolę nie zgadywać, co miał na myśli;)

Wygrałam Nokię N73 mini - jest piękna! Cieszę się jak głupol :)

Nie zdążyłam jeszcze otworzyć kartonika z nokią, a numer mojego telefonu wyczytuje przez mikrofon Cezary Pazura - twarz Huaweia - Chińczycy też robili jakiś konkurs na który wysłałam sms-a.

- To chyba znowu ja! wołam lekko już zawstydzona nadmiarem szczęścia.
- To na pewno Pani numer?
- Chyba tak, tzn. na pewno tak.
- Pytam, bo kobiety z w y k l e nie znają swojego numeru.
- Kobiety z w y k l e nie dzwonią na swój numer, Panie Czarku:)

Tym razem dostałam smartphone Huawei U8220 -
chiński Android - Izyda też się cieszy :)


Kolejna atrakcje to:

Kabaret Ani Mru-Mru
Maryla Rodowicz - Rewelacja!
Zespół Blenders - mega pozytywna dawka energii-

Czuję, że ja muszę! Czuję, czuję, czuję! :D :D :D

21 stycznia 2010

Babuniu Kochana! Weź mnie na kolana


"Dziad i baba"

Był sobie dziad i baba,
Bardzo starzy oboje,
Ona kaszląca i słaba,
On skurczony we dwoje.

Mieli chatkę maleńką,
Taką starą jak oni,
Jedno miała okienko
I jeden był wchód do niej.

Żyli bardzo szczęśliwie
I spokojnie jak w niebie,
Czemu ja się nie dziwię,
Bo przywykli do siebie.

Tylko smutno im było,
Że umierać musieli,
Że się kiedyś mogiłą
Długie życie rozdzieli.

I modlili się szczerze,
Aby Bożym rozkazem,
Kiedy śmierć ich zabierze,
Zabrała dwoje razem.

– Razem? To być nie może,
Ktoś choć chwilę wprzód skona!
– Byle nie ty, nieboże!
– Byle tylko nie ona!

– Wprzód umrę! – woła baba.
– Jestem starsza od ciebie,
Co chwilę bardziej słaba,
Zapłaczesz na pogrzebie.

– Ja wprzódy, moja miła.
Ja kaszlę bez ustanku
I zimna mnie mogiła
Przykryje lada ranku.

– Mnie wprzódy! – Mnie, kochanie!
– Mnie, mówię! Dośćże tego,
Dla ciebie płacz zostanie!
– A tobie nic, dlaczego?

I tak dalej, i dalej
Jak zaczęli się kłócić,
Jak się z miejsca porwali,
Chatkę chcieli porzucić.

Aż do drzwi, puk, powoli:
– Kto tam? – Otwórzcie, proszę,
Posłuszna waszej woli,
Śmierć jestem, skon przynoszę!

– Idź, babo, drzwi otworzyć!
– Ot to, idź sam, jam słaba,
Ja pójdę się położyć –
Odpowiedziała baba.

– Fi! Śmierć na słocie stoi
I czeka tam nieboga!
Idź, otwórz z łaski swojej!
– Ty otwórz, moja droga.

Baba za piecem z cicha
Kryjówki sobie szuka,
Dziad pod ławę się wpycha…
A śmierć stoi i puka.

I byłaby lat dwieście
Pode drzwiami tak stała,
Lecz znudzona, nareszcie
Kominem wejść musiała.

Józef Ignacy Kraszewski

20 stycznia 2010

Ja Jestem Macho (:




Do tej pory historyjka o wypadku w pracy Delika, który złamał rękę w nadgarstku, bo mu się omsknęła, kiedy na niej spał, wydawała mi się najzabawniejsza.
Konkurować mogła z nią tylko ta o Wojtku, który zwalniał się z pracy o 13, żeby zdążyć na kolejny odcinek „Janosika”.
Dzisiejsza noc uraczyła mnie czymś jeszcze.
Jacek złamał nos.
Złamał albo NA PEWNO ma pękniętą kość nosową (do tej pory byłam przekonana, że w nosie są chrząstki),
albo może jest zwichnięty (ten nos).
Złamał albo coś innego, strasznego NA PEWNO mu się z nosem stało, bo jest gruby i spuchnięty i z jednej strony siny i boli jak nigdy.
I nie mam się śmiać, bo nie potrafię sobie NAWET WYOBRAZIĆ JAKI TO BÓL!
I musi koniecznie go (ten nos) prześwietlić, albo zrobić USG.
Jacek złamał nos, bo spał na pilocie TV (:

15 stycznia 2010

Nic nie zdarza się dwa razy?



Lenka i Olaf witajcie na świecie

12 stycznia 2010

Doctor Jimmy - wspomnienie



Za oknem zima i zimno, delikatna nuuuuuuuuda,
czytam sobie wspomnienie o Tomaszu Beksińskim -
piękne i przejmujące wspomnienie...


Tomasz Beksiński urodził się w 1958 roku w Sanoku. Był synem artysty Zdzisława Beksińskiego. Od 12 roku życia interesował się muzyką. W kwietniu 1970 obejrzał w kinie film 'The Reptile' (w polskim tłumaczeniu: Kobieta - wąż). Bohaterka filmu - długowłosa bladolica brunetka (stąd wziął się jego ideał kobiecej urody) - zmieniała się w węża, który kąsał na śmierć. Od tamtej chwili żywił namiętne uczucia do brunetek, cmentarzy, wampirów, gryzienia w szyję a przede wszystkim - do horrorów. Śmierć i skłonności samobójcze drzemały w nim od lat młodzieńczych. W wieku 16 czy 17 lat najadł się proszków na sen i odkręcił gaz. Od śmierci uratował go ojciec. W wieku 18 lat w lokalnej drukarni zamówił klepsydrę ze swoim imieniem, nazwiskiem, datą nagłej śmierci i pogrzebu i rozwiesił ją po Sanoku, obserwując reakcję mieszkańców.

Studiował anglistykę w Katowicach. Pod koniec lat siedemdziesiątych przeprowadził się do Warszawy gdzie zamieszkał w jednym z wieżowców na osiedlu Służew nad Dolinką, nieopodal swoich rodziców.

Na przełomie lat 70-tych i 80-tych rozpoczął współpracę z radiem, na początku w programie II prowadząc cykl "Romantycy muzyki rockowej" (wprowadzając słuchaczy w styl muzyczny New Romantic) a potem "Wieczór płytowy", audycję promującą wówczas nowy nośnik jakim była płyta kompaktowa (prezentując m.in. praktycznie kompletne dyskografię takich zespołów jak King Crimson, Yes, Camel, The Moody Blues i innych). W latach 90 tych po zmianie profilu programu II PR przeniósł się do "Trójki" gdzie prowadził sobotnie, nocne audycje pt. "Trójka pod księżycem" (gdzie prezentował Lacrimosę, XIII Stulecie, czy Abraxas). Z czasem jego zainteresowania przeniosły się ku artystom muzyki gotycko - progresywnej, dla których stał się podporą i których promował. To dzięki jego audycjom przeciętny polski słuchacz miał czasem jedyną okazję usłyszeć ulubioną muzykę o jaką w tych czasach było w Polsce trudno.

Studiowanie anglistyki (której nigdy nie skończył), miłość do specyficznego, angielskiego humoru i maniactwo filmowe (oglądanie i zbieranie) spowodowało, że stał się doskonałym tłumaczem filmów, między innymi Monthy Pythona i całego dostępnego w Polsce Jamesa Bonda.

W 1988 lecąc z Warszawy do Rzeszowa przeżył katastrofę: samolot rozbił się na polach pod Łańcutem, zginęła jedna osoba. Nigdy później nie wsiadł do samolotu.

W latach 90 - tych związał się z pismem "Tylko Rock" gdzie udzielał się przy recenzjach płyt i artykułach typowo muzycznych, a w 1998 roku rozpoczął cykl felietonów zatytułowanych "Opowieści z krypty" w których piętnował dziesiątki rzeczy: komputery (znienawidzone przez niego, choć jak jego ojciec przyznał, miał schowanego w szafie starego Macintosha), głupotę, kobiety, nowe technologie, telewizję, niski poziom tłumaczeń w filmach, zapaść współczesnej muzyki, fachowców budowlanych itp. Przeżył serię życiowych zawodów, zarówno w życiu osobistym, jak i w dobrowolnie narzuconej sobie roli obserwatora rzeczywistości które stały się pożywką i materią na tematy artykułów. Uparcie szukał miłości z wzajemnością w swoim życiu - mimo wielu prób - bezskutecznie. W swoim ostatnim felietonie na łamach "Tylko Rocka" pt. "Fin de siecle" w którym jego niechęć do otaczającego, okrutnego świata osiągnęła apogeum napisał, po przeraźliwie krótkiej liście powodów dla których jednak warto było żyć: "Wszystkie te chwile przepadną w czasie, jak łzy w deszczu. Pora umierać". W ostatniej, grudniowej audycji radiowej pożegnał się: "To była ostatnia audycja w tym roku, a może ostatnia w ogóle".

24 grudnia 1999 r. popełnił samobójstwo...


MARTWA PAPUGA - SKECZ MONTY PYTHONA

Wnętrze sklepu ze zwierzętami. Do środka wchodzi Pan Pralinka , niosąc klatkę z martwą papugą w środku. Podchodzi do lady, za którą usiłuje się schować sprzedawca.

PRALINKA (Cleese) : Dzień dobry, przyszedłem z reklamacją...Halo! Proszę pani!
SPRZEDAWCA (Palin) : Co to ma znaczyć, "proszę pani" ?
PRALINKA : Przepraszam , mam katar. Przyszedłem z reklamacją.
SPRZEDAWCA : Przykro mi , ale teraz mam przerwę obiadową.
PRALINKA : To mnie nie interesuje , kolego. Chcę zareklamować tę oto papugę, którą kupiłem w tym oto sklepiku niecałe pół godziny temu.
SPRZEDAWCA : O tak , Norweska Błękitna. Coś z nią nie tak ?
PRALINKA : Zaraz panu powiem . co z nią nie tak. Jest martwa, ot co z nią nie tak.
SPRZEDAWCA : Wcale nie , ona drzemie , niech pan spojrzy !
PRALINKA : Słuchaj no , kolego , umiem odróżnić martwą papugę od żywej . Ta jest martwa.
SPRZEDAWCA : Ależ skąd, proszę pana! Ona tylko drzemie.
PRALINKA: Drzemie ?
SPRZEDAWCA : Właśnie. Niezwykłe ptaki te Norweskie Błękitne. Piekne pióra, no nie ?
PRALINKA : Upierzenie nie wchodzi tu w grę. Ta papuga jest martwa jak kamień.
SPRZEDAWCA : Wcale nie , ona poprostu drzemie.
PRALINKA : Dobrze. Skoro drzemie , obudzę ją. (wrzeszczy do klatki) Hej, Polly !! Mam dla ciebie smakowite śniadanko , tylko się zbudź , Polly !!
SPRZEDAWCA (trącając klatkę) : O poruszyła się !
PRALINKA : Wcale nie. To pan pchnął klatkę.
SPRZEDAWCA : Nic takiego nie zrobiłem !
PRALINKA : Zrobił pan. (wyjmuje papugę z klatki i wrzeszczy do niej) Hej , Polly !! Polly !! (wali papugą o ladę) Papużko Polly , przebudź się ! Polly !! (rzuca papugę w powietrze i czeka , aż spadnie na podłogę ) Oto , co nazywam martwą papugą.
SPRZEDAWCA : Nie jest martwa , tylko ogłuszona .
PRALINKA : Sluchaj no , kolego , mam juz dość tej komedii. Ta papuga bezwarunkowo nie żyje. A gdy kupowałem ją niecałe pół godziny temu , zapewniał mnie pan , że jej totalny brak ruchu spowodowany jest zmęczeniem po długim i wyczerpującym skrzeczeniu !
SPRZEDAWCA : Przypuszczalnie usycha z tęsknoty za fiordami .
PRALINKA : Usycha z tęsknoty za fiordami ? Co pan mi tu wciska ? Dlaczego leży nieruchomo na plecach , odkąd przyniosłem ją do domu ?
SPRZEDAWCA : Norweskie Błękitne lubią kimac leżąc na plecach . Przepiękny ptak, jakie śliczne upierzenie ...
PRALINKA : Pozwoliłem sobie dokładnie obejrzeć tę papugę i stwierdziłem , że początkowo siedziała na grzędzie tylko dlatego , że była do niej przybita !
SPRZEDAWCA : No jasne , że była przybita ! Inaczej powyrywałaby pręty i fru !
PRALINKA : Słuchaj no koleś ... (podnosi papugę z podłogi) Ta papuga nie zrobiłaby żadnego "fru" nawet , gdybym przepuścił przez nią 4 tysiące woltów ! Ona śpi cholernym snem wieczystym!
SPRZEDAWCA : Wcale nie. Usycha z tęsknoty.
PRALINKA : Nie usycha , ale już uschła ! Tej papugi już nie ma ! Przestała istnieć ! Odeszła na spotkanie ze swoim stwórcą ! To zdechła papuga ! Sztywniak ! Opuściło ją życie , teraz spoczywa w spokoju ! Gdyby nie przybił jej pan do grzędy, nie wąchałaby kwiatków od spodu! Strzeliła w kalendarz i śpiewa teraz w anielskim chórze ! To jest ex-papuga !
SPRZEDAWCA : W takim razie wymienię ją panu.
PRALINKA : W tym kraju trzeba się nagadać do utraty tchu , żeby cię wysłuchano.
SPRZEDAWCA : Przykro mi, ale papugi się skończyły .
PRALINKA : Rozumiem . wszystko jasne.
SPRZEDAWCA : Ale mam ślimaka.
PRALINKA : Czy on gada ?
SPRZEDAWCA : Raczej nie.
PRALINKA : Zamienił stryjek siekierkę na kijek.
SPRZEDAWCA : Niech więc wybierze się pan do Bolton, do mojego brata , on prowadzi tam sklep ze zwierzętami i wymieni panu tę papugę. (daje mu wizytówkę sklepu, Pralinka wychodzi).

Tłumaczenie: Tomasz Beksiński

10 stycznia 2010

Avatar


Obudzić się w Nowym Roku i od razu zostać nasyconym nadziejami na przyszłość :)




Przyroda ich świata,
Drzewo Dusz i jego nasiona,
Dzikość,
Dominacja instynktów -uwielbiam to!

4 stycznia 2010

Przejażdżka tzn. niezła jazda...



Przejechałam się ostatnio tramwajem.
Zwykła rzecz, a jednak...
Coś się zmieniło – takie ładne, czyste te tramwaje.
Miękkie siedzenia, elektroniczne wyświetlacze – data, godzina, imieniny obchodzą...
Mnóstwo reklam, kolorowych nalepek – szkoły, kursy, laserowa depilacja, stomatologia jednego dnia.
Bilety drogie, kasowniki nowoczesne i...
tłok jak smok, jak za dawnych lat.
Przez cztery lata liceum dojeżdżałam do szkoły 26 minut w jedną stronę i co nieco o tym zdecydowanie niesłodkim ścisku wiem.
Ale póki co... rozkrzyczana młodzież, babcie atakujące kierunek Tesco, jacyś ni to Rumuni, ni to Cyganie – domokrążcy z kompletami pościeli w jutowych torbach itp.
Z powodu ścisku poczułam lekki niepokój jednak po chwili zadzwonił telefon i jak zwykle zapomniałam o bożym świecie.
Mona, jak mnie ostatnio w mieście bez komórki przy uchu spotkała to zapytała czy mi ukradli :) Hmm
- Przecież wiesz, Kochana, że zawsze mam przy sobie trzy (:
Na pogaduchach szybko minęło kilka przystanków. Wysiadam. Ktoś mnie potrącił, ktoś popchnął – to ten niby Rumun z pościelą i pani z wózkiem, odruchowo złapałam za torebkę. Na zewnątrz byłam już niemal pewna, że brakuje w niej portfela.
Zrobiło się nerwowo, wsadzam łeb do torebki – szal, czapka, rękawiczki, notebook, zeszyty, notesy, kartki, karteczki, pięć błyszczyków, krem do rąk, telefony, klucze, papierki od cukierków. Jest wszystko oprócz portfela.
Serce wali jak oszalałe - wyobrażam sobie nowych użytkowników moich kart, maraton po bankach, wizyty w urzędach - prawo jazdy, dowód itp., obmyślam pomysł na biznes – pośrednictwo w wyrabianiu straconych dokumentów „Jeden podpis - załatwimy za Ciebie wszystko”, wpadam prawie pod tramwaj, z którego przed momentem wysiadłam, łeb cały czas w torbie.
Mój śliczny portfelik – święte medaliki, amulety, ulubiony 1 cent, tajne karteczki, pochowane po kieszonkach paragony za ciuchy, których niby nie kupiłam albo wolę nie pamiętać ich ceny.
Nie! Nie! Nie!
To nie może być prawda!
I nie jest...
Znalazł się :) Był w kieszeni kurtki...
No pięknie. Wdech, wydech bez paniki - wyrównuję oddech.
Nagle przypominam sobie, że jest już późne popołudnie, a pamiętam tylko śniadanie.
Emocje zjadły mi wszystkie węglowodany.
Powoli umieram z głodu (:
Prawie biegnę do cukierni, tej na skwerku koło kościoła – tam ciepłe bułeczki, drożdżówki z serem, budyniem, kruszonką albo jabłkiem, w myślach wybieram dwie, no dobra trzy, najwyżej jedna będzie dla Isi ,)
Dam radę, jeszcze tylko 200m, już prawie ją widzę, już tylko autobus odjedzie z przystanku, jedno przejście przez jezdnię, raj jest na wyciągnięcie ręki.
Odjeżdża autobus, odsłania skwerek – tam park, kościółek – wszystko jak zwykle, wszystko oprócz piekarni!
Nie to, że zamknięte, że awaria, remont czy coś w tym stylu.
NIE MA CAŁEGO PAWILONU!
Swoją drogą nie raz zastanawiałam się kto, komu, co i jak w Urzędzie Miasta robi, że taka karykatura ciągle jeszcze na tym zabytkowym skwerku stoi.
Ale żeby zniknął tak nagle?
Teraz? Dzisiaj? Kiedy właśnie umieram z głodu?
Pogłębiło się we mnie przekonanie, że nie ma na świecie rzeczy oczywistych i popłynęły łzy...
Nie jedna, nie dwie, nie pięć ale z dwieście albo trzysta nawet :)
I nie pomógł fakt, że za rogiem była kolejna, równie pyszna cukiernia.
PMS?
Już sama nie wiem...

ps
postanowienie noworoczne:
- częściej zaglądać do lustra niż do lodówki