31 grudnia 2010

Żebyśmy zawsze mieli powody do świętowania! W 2011 też.



Przyszło nam żyć w ciekawych czasach.
Żeby je przetrwać potrzeba nam dużo szczęścia,
czego Wam i sobie życzę.

Pięknego 2011-go!

29 grudnia 2010

Jan Krystian Tatersen :D


 
Lubię te bajki :D


26 grudnia 2010

23 grudnia 2010

Święta noc



Pięknej nocy
wielkiej mocy
i anielskiego spokoju.

serdecznie Wam życzę

21 grudnia 2010

Najkrótszy dzień w toku (:


mało kto w przedświątecznej zawierusze zwraca na to uwagę
ale...
mamy dzisiaj najkrótszy dzień w roku

ps
pierniki pachną niesamowicie!

14 grudnia 2010

Kawałek nieba jest w każdym uśmiechu


Wspominałam już kiedyś tu: 
http://iinnaa-itasama.blogspot.com/2010/11/swiatu-dziecka-coraz-bardziej-zagraza.html
o Monice, która znalazła się ostatnio w bardzo trudnej emocjonalnie i finansowo sytuacji życiowej.
Pomyślałałam, że w ten magiczny przedświąteczny czas poproszę Was, którzy wiem, że do mnie zaglądacie o pomoc i wsparcie dla Niej.
Jeżeli pominęłam jakiegoś gościa na mojej korespondencyjnej ścieżce - prośbie o pomoc - napisz do mnie na mój email (w profilu), powiem Ci jak łatwo możesz zostać Świętym Mikołajem.

Dziękuję za przemiłe maile i telefony w tej sprawie.
Jesteście Kochani xxx
 
a póki co...
całuję tam, gdzie chcecie (:

13 grudnia 2010

Stan strachu - jeden dzień z historii


  
zajbel: "Późnym wieczorem, a właściwie nocą, 12 wróciłam do domu z siedziby zarządu "Solidarności", zostawiłam tam dyżurnych i obiecałam zmienić ich rano. Rano szok, siedziba wybebeszona, ludzi nie ma. Od sąsiadów z mieszkania obok dowiedziałam się, co się stało. Dwie godziny przeczekałam u nich i opłotkami wróciłam do domu. Byłam w trzecim miesiącu ciąży i z tych nerwów wylądowałam w szpitalu. To mnie uchroniło od internowania. Z rozmów w szpitalu dowiedziałam się, że Zarząd naszego regionu został zgarnięty w nocy. Nic o tym nie wiedziałam, nie było telefonów komórkowych. W dniu wyjścia ze szpitala, gdy tylko przekroczyłam próg domu natychmiast odwiedził mnie tajniak z wezwaniem na przesłuchanie. Zamiast na przesłuchaniu znów znalazłam się w szpitalu…W styczniu, chciałam zadzwonić do siostry mieszkającej w Lubelskiem, aby powiadomić rodzinę o moim stanie. Najpierw poprosiłam mojego szefa o poręczenie za mnie i uzyskanie zgody na telefonowanie, potem zadzwoniłam do siostry. Ona musiała udać się do urzędu gminy swojej miejscowości po zgodę na poruszanie się po terytorium kraju. Ze zgodą w ręce mogła kupić bilet i przyjechać do mnie. I tym mój życiorys różni się od życiorysu Jarosława Kaczyńskiego, że ja wiedziałam, co się stało 13 grudnia już od rana. Na szczęście ciążę donosiłam i urodziłam zdrowe, duże dziecko."

hanka12345: "13 grudnia 1981 roku to był wtedy taki biały, mroźny dzień. Armatki wodne skierowane na milczący tłum pod Kościołem Mariackim. Pamiętam rozpacz, łzy, strach, wściekłość i pytanie: jak mogli nam to zrobić?! Wieści o dzielnych górnikach z Kopalni Wujek były przejmujące. Chodziliście na msze do Mistrzejowic, gdzie ksiądz Jancarz podtrzymywał wiernych na duchu."


sagittarius954: "Mroźny. Ze zdziwieniem przyjąłem przerwanie TV po północy i chciałem podzielić się tym faktem z rodzicami. Od rana w TV dalej było pusto, w radio muzyka poważna, telefony głuche. Zadawaliśmy sobie pytanie, czy to oznaki stanu wojennego, o którym przecież mówiło się już od dłuższego czasu? Co nieco wyjaśniło przemówienie generała Jaruzelskiego. Ileż wściekłości popłynęło! Miał do mnie przyjechać brat z Pragi-Północ. Czekałem z niecierpliwością, rodzice też, matka denerwowała się o syna. Wreszcie około południa zjawił się i przekazał wiadomości zebrane w drodze do nas. Wojsko na ulicach, milicja w rynsztunku bojowym, mosty zajęte, ludzie tylko gdzie nie gdzie widoczni. Wszyscy osowiali. Dziwiliśmy się jak można napadać na swój własny kraj? I czy jeszcze żyją przywódcy Solidarności? Dopiero nazajutrz w pracy komentarze i wymiana pierwszych gorączkowych zdań. Nie był to przyjemny dzień. Stał się dniem oporu przeciwko władzy z opornikami w klapach, świecami w oknach, wizerunkami Matki Boskiej takiej, jaką nosił Wałęsa. Msze w kościołach i demonstracje poparcia. Za niedługo to wszystko stało się normalnością w szarym kraju bez towarów na półkach sklepowych. I jedno było najważniejsze, z czego nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, że byliśmy młodzi, a młodość potrafi wiele znieść i z każdej niekorzystnej okoliczności wyłuskać nadzieję."


Wiktoria53: "Ja płakałam schylając się nad łóżeczkiem mojego synka. W moim domu akurat było kilka osób i głośno rozmyślaliśmy nad dalszymi losami naszymi i Polski."


jaga_22: "Mąż mi dzisiaj przypomniał: „A pamiętasz jak mówiłaś - zobacz, jak Jaruzelski ładnie przemawia.” W pierwszej chwili myślałam, że to orędzie noworoczne wcześniej wydane. A później zostałam sama przez trzy dni z trójką dzieci i czwartym w ciąży."


kendo: "To był szok dla wszystkich, również dla rodzin mieszkających za granicą. Akurat zmienialiśmy mieszkanie na większe. Mąż przyszedł z obiadem i oznajmił, że w kraju "zawierucha". Pojawił się strach, krew mi odpłynęła, zakotłowały się myśli o najbliższych - siostra w wielkim mieście mieszkała z malutkim dzieckiem, rodzice byli sami. Telefony odcięte, a w radio dziwne komunikaty, jednym słowem – horror. Wielu ludzi tu przebywających w odwiedzinach nie powróciło do swoich. Co rusz się czytało/słyszało, że niektórzy prosili o azyl. Mam nadzieję, że więcej nie będzie trzeba przeżywać podobnych sytuacji."


Filomena1: "Wyszliśmy z górskiego mieszkanka. Za oknami biało. W nocy spadło prawie 1 m śniegu. Ciągnąc na sankach niespełna trzyletnią córeczkę odpowiadaliśmy na ciągłe: Cio to? Dlaczego? Po co? Mijali nas narciarze śpieszący do wyciągów, a my ubrani w pożyczone ciuchy zimowe nawet im nie zazdrościliśmy. Było nam jakoś smutno i czegoś żal. Nagle zaczepił nas młody mężczyzna: - O Pologne! – zawołał wesoło i natychmiast rozpoczął "nadawanie" o wybuchu stanu wojennego w Polsce. Zaprosił nas na kawę. Nie usiedzieliśmy długo, chcieliśmy mieć pełne informacje. Gazety w zajawkach krzyczały: Tysiące zabitych i rannych! Tysiące aresztowanych! Wojna domowa w Polsce! Polska odcięta od świata! To nas zgnębiło. Telefon milczał. W dzienniku TV nie było żadnych informacji ani reportaży filmowych. Ogarnął nas niepokój i strach o bliskich, o przyjaciół, o mieszkanie. Następnego dnia poczta nie przyjęła telegramu, a w nas rósł paniczny lęk i dylemat: wracać czy zostać i czekać? Zima się właśnie zadomowiła i z letnimi oponami na kołach małego fiacika taka podróż to samobójstwo. Wiadomości następnych dni były ciągle tragiczne. Afisze na kioskach gazetowych informowały o lejącej się krwi demonstrantów, włamaniach do mieszkań w poszukiwaniu działaczy Solidarności, których wyłuskują do obozów, jak to ongiś robiło gestapo. Byliśmy przygnębieni, załamani i w potwornej rozterce. To był punkt zwrotny w naszym życiu – wszystko, co do tej pory osiągnęliśmy, zawaliło się niczym domek z kart. W kraju zostawiłam rodziców, przyjaciół, szczyt kariery dopiero osiągnięty, mieszkanie w "bólach" zdobyte i wyremontowane własnymi rękami. Wszystko, co było mi drogie, zostało za żelazną kurtyną, która spadła szczelnie. Zostałam z córeczką i mężem tak jak staliśmy, ze łzami w oczach, nostalgią w sercu i pustymi kieszeniami. Bez zimowych butów i bez zimowego okrycia."



12 grudnia 2010

Niektóre prawdy są przerażające...



Naukowcy mówią, że gdyby całą dotychczasową historię Ziemi uznać za pełną dobę,
człowiek pojawił się na niej o -  uwaga! - 23:59:56
Jakieś półtora tysiąca wieków temu.