Było mniej więcej tak:
Podczas pobytu w Indiach w 2006 roku w świętym mieście Varanasi poznaliśmy dwóch chłopców. Mieli wtedy 11 i 12 lat. Spotkaliśmy ich w okolicy Ghat - sprzedawali kartki. Byli mili, trochę nachalni, nieźle mówili po angielsku, elokwencją i pewnym znamiennym dla tych stron spokojnym, ciut uduchowionym sposobem bycia czarowali przybyszy.
Kupili i nas)
Miło spędziliśmy razem kilka dni w Banares. W czasie wolnym od szkoły plątaliśmy się wspólnie po klaustrofobiczne wąskich uliczkach, małych świątyniach, nadbrzeżu Gangesu, miejscach kremacji. Raczyli nas ciekawymi historyjkami, opowiadali trochę o swoich rodzinach - bardzo wielodzietnych i biedniejszych niż mogliśmy sobie chyba wyobrazić, o płatnej szkole i nie łatwej w ogóle sytuacji.
Codziennie wieczorem zabieraliśmy ich do knajpy na kolację, dawaliśmy kilka rupi i umawialiśmy się na kolejny wspólny dzień. Co ciekawe niechętnie przyjmowali pieniądze, może ich nawet tym gestem obrażaliśmy?
Zawiedli nas w miejsca dziwne - herbaciarnia jak z bajki, masaż po którym dwa dni dochodziłam do siebie tak mnie Hindus wydeptał, sklep z cudownymi olejkami, dachy domów z których widoki zapierły dech w piersiach.
Wspominam ich bardzo ciepło. Hinduscy malcy ciekawi wszystkiego - nosili nasze okulary przeciwsłoneczne, bawili się naszymi telefonami, pytali o Polskę, rodziny, pracę i interesowali się najdrobniejszymi szczegółami naszego życia.
Pożegnanie było łzawe. Płakałam jak zwykle ja.
Obiecaliśmy, że zaraz po powrocie wyślemy im z Polski telefony w prezencie.
Nie dotrzymaliśmy słowa. Okazało się, że z przesyłką do Indii wcale nie jest tak bez problemu, o poleconej nie ma mowy i w ogóle jakoś trudno nam było uwierzyć, że może ona do nich bezpiecznie dotrzeć. W dodatku gdzieś zapodziałam ich adres.
W lutym tego roku wybierał się do Indii mój najukochańszy kuzyn Fiflak-Netoperek.
Nie mogłam odpuścić okazji. Zapakowałam dwie nokie, dwie pary okularów przeciwsłonecznych, kilka zdjęć dzieciaków i wysłałam Fiflaka z misją. Ta jednak okazała się impossible. Nie przewidziałam, że miasto ma ponad trzy miliony mieszkańców... Wrócił Fiflak, wróciły telefony, wróciły okulary. Czułam się zawiedziona. Wiosenne porządki odbudowały nadzieję. W zapomnianej książce znalazłam kartkę z emilami chłopaków. Yes, yes, yes. Szybki mail, jeszcze szybsze MAILER-DAEMON. Nie poddałam się. Face book jest wielki!
"Hi Kinga
How are you?I m so thankyou to the god that meeting as.How i can i forget you.After you live Varanasi we were thinking to much about you.And we were looking every day our email but when ever i m looking there i not coming you mail..
I m still in Varanasi.I m very well and my friend is also very well and every think is going very well with me...I m And my friend Depou We are study heard but from long time we did'nt want to chat...
I live taking photos in Varanasi..Last some year my friend Depou was not studyed because he don't have money.,
But now he is study with me..This is my last year in School.
I m so sad to know that i did not meet to you friends.
I have also remember your friend.
How is marta?
How is going your mobile shop?
How is your friends?
Can you give me your friend email..Because i like to write them to.
Your little friend
Praveen"
szczęśliwa)