Karuzela prawie po angielsku...Lata 80-te, lato, mamy z Kesówą lat ok 16, Kessy odwiedza Stefan, lat może 17 - echte Deutsche. Mam wolną chatę więc na VI skręcamy imprezkę. Szlifujemy angielski, dowiadujemy się od Stefana o istnieniu święta zakochanych tzw Walentynek. Kesówa dostaje nawet za kilka miesięcy z tej okazji różowe mydełko - serduszko - zazdroszczę jej trochę. Wiedza o tym święcie nie za bardzo mi się potem w życiu przydaje, ale póki co jestem pod wrażeniem...
Pijemy Napoleona 5* z barku moich rodziców. Najpierw grzecznie po lampce, potem całą butelkę, którą Stefan obiecuje odkupić następnego dnia w Pewexie bo trochę boję się taty. O obietnicy z upływem promili zapomina, na szczęście nie ma żadnej afery. Luz.
Nad ranem wiem już NA PEWNO, że Napoleona nie pokocham NIGDY.
Moja pierwsza karuzela, w dodatku po angielsku, koszmarny ból głowy i zwykły ból istnienia.
Tak oto z mojej życiowej karty alkoholi na zawsze wykreślam koniaki.
Krem o smaku pomarańczy...Potem były kolejne fanaberie.
Czas biwaków w Kadzionce, zauroczenia największego gdzieś między ławkami pod wiatą, śpiewu, gitary, poezji ognisk i wielkich przyjaźni, które trwają do dziś.
W ten czas odpadły słodkie kremy i gin.
Odpadły na zawsze...
Not guilty...Przyszedł czas na szapana z wódką i sokiem pomarańczowym - mieszanka niewyobrażalnie ochydna, podobnie jak skutki, ale póki co jest fajnie...
Impreza, Marcyś, ćwiczenia z francuskiego bo u Marcysia zbliża się egzamin, no i za dużo chyba tego dobrego, co dobrym nad ranem być przestało.
Nigdy, przysięgam, NIGDY tak bardzo nie bolała mnie głowa.
Całe szczęście, że alkohol wiąże wodę w organiźmie, bo na pewno nasikałabym sobie do łóżka. Nie mogłam ruszyć głową, nie mogłam ruszyć powieką, nie mogłam ruszyć palcem, piętą ani niczym do popołudnia kolejnego dnia.
Szampana nie pijam nigdy, nawet w Sylwestra.
Soku pomarańczowego zresztą też.
Ostatnio mam nawet alergię na wino.
Więc jestem niewinna,)
Majteczki w kropeczki...ho ho ho ho Kompletnie nie wiem jak się tam znalazłam?
Przecież nie bywam w takich miejscach. Naprawdę.
Dyskoteka była ogromna, gdzieś nad morzem, w Kołobrzegu chyba.
Wielki bar, alkohol za talony, laski w klatkach nad sceną, tańce, swawole i ...
Biały Anioł, który skosił mnie zanim zrobiłam coś naprawdę głupiego.
Pani już dziękujemy...
Jest jeszcze ONPrzygody, podobnie jak orgazmy najlepiej przeżywać razem.
Czasami w nowojorskim metrze...
Jack Daniels - mój ulubieniec - niepokonany, niezastąpiony i absolutnie nie zmieszany z niczym.
I nie pokona go tym razem nawet Johnny.
Król jest jeden, a Królewna z drewna,)ps
ponoć osoba zakochana w maju, w listopadzie najczęściej już o tym nie pamięta...
s m u t n e