![](http://1.bp.blogspot.com/_9fsJJ5_YX9M/SRLGFko2KVI/AAAAAAAAAM8/AgsErWmj09A/s400/puzzle_cook_big.jpg)
Byłam wczoraj na pogrzebie. Zmarła osoba ważna, zacna i niezwykła.
Ludzi było mnóstwo. Pełno przed kosciołem, pełno w srodku.
Weszłam na chór.
Wszystko było jak zwykle - kazanie, pożegnanie, nieuchronny moment refleksji, że życie jest jednak sprawiedliwe, bo w każdym przypadku kończy się tak samo. "Anielski orszak niech Twą duszę przyjmie..." - taka piosenka na koniec swiata...
Z nurtu niecodziennych mysli wyrwał mnie w końcu spiew chóru.
"Swing Lord, Sweet Chariot" - głosy ułożyły się w najsubtelniejszą całosc, a tłumione wczesniej łzy połynęły z żalu, że nie potrafię czytać nut - te czarne, zabawne kropki, kreski i haczyki, które dla innych stanowią tresc, dla mnie są czyms tak niezrozumiałym, tak niewyobrażalnym jak cała ta zabawa w przepastny wszechswiat - gwiazdy, planety, galaktyki, lata swietlne itp.
Lata swietlne?
Wracam.
Wobec wszechswiata i wszystkich jego tajemnic mój koniec jest naprawdę bliski.
Trzeba żyć szybko, bardzo szybko i pięknie w oczekiwaniu na piosenkę na koniec swiata...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz